Z Antonim Murackim – posiadaczem trzech autorskich płyt, setek wierszy i dziewięciu gitar, bardem i animatorem kultury – O TYM CO W (Jego i w ogóle) ŻYCIU NAJWAŻNIEJSZE – rozmawia Ewa Karbowska
Ewa Karbowska:
To, w istocie jego pozorności, mało odkrywcze pytanie, o ludzi, sprawy, emocje i rzeczy w życiu najważniejsze stawiałam już, prywatnie i publicznie, wielu osobom. A postawienie go Tobie, nie... ...wiedzieć czemu, jakoś się nie przydarzyło...
Antoni Muracki:
Ale to chyba nie moja wina?
E.K:
No jasne, że nie. Ale też i nie zasługa. Mogłeś powiedzieć nie pytany.
A.M.:
OK. Nie powiedziałem. Spróbujmy więc naprawić nasz wspólny błąd. I pozostańmy z nadzieją, że za omyłkę lub niedopatrzenie uznają to także inni, na przykład
czytelnicy.
E.K:
Bo ta nadzieja to nobilitacja dla nas obojga?...
A.M.:
Nie. Bo, chodzi , jak rozumiem NAPRAWDĘ, o to kto i co jest najważniejsze. A nie to na ile zgrabnie potrafimy się przekomarzać i co najlepiej zaspokaja Twoją i moją ewentualną próżność.
E.K.:
W porządku. Więc kto i co jest dla Ciebie najważniejsze?
A.M.:
Na pytanie „KTO?”, odpowiem tak samo mało oryginalnie, jak większość ludzi na świecie. Powiem, że Rodzina i Przyjaciele. Dodam też, że bez ich wsparcia, albo i kubła zimnej wody wylanego na głowę, nie byłbym dziś ani tym, kim jestem, ani w tym miejscu, w którym jestem.
E.K.:
Wierzę w Twoją szczerość, ale ten poziom ogólności dotyczy przecież każdego człowieka.
A.M:
Uprzedzałem przecież, że nie będę tu nikim wyjątkowym. Mówię tak, bo w moim przypadku to również prawda. Ci którzy dobrze mnie znają mogliby nawet zaświadczyć, że „prawda jak cholera”.
Oczywiście, dodatkowo, jako ktoś „od pióra, sceny, poezji, muzyki i estrady”, bardzo cenię sobie moją publiczność. I nie jest to chęć taniego przypodobania się. Mam pełną, czasem wręcz dojmującą, świadomość, że, szczególnie teraz, gdy to co robię wylądowało w artystycznej niszy, bez niej, wysmakowanej i refleksyjnej, umiejącej zatrzymać się w pół kroku, a nawet wstrzymać oddech, ja „sztuki sługa”, po prostu nie istnieję.
E.K.:
Przejdźmy więc do tego „CO?” jest dla Ciebie najważniejsze. I jako dla człowieka i wtedy, gdy przypatrujesz się sobie jako artyście?
A.M.:
Z pewnością, jak prawie każdy z przedstawicieli naszego gatunku, i absolutnie każdy twórca, mam w sobie coś z Narcyza. Nie jest to jednak cecha na tyle dominująca, abym przyglądał się sobie szczególnie często, czy przesadnie bacznie. A jeśli nawet już to robię, to raczej nie zastanawiam się nad tym, czy w danej chwili jestem „tylko” człowiekiem, czy „aż” artystą. Zawsze najbardziej potrzebuję łowienia nastroju. Nie wyobrażam sobie dnia bez poetyckiego, albo i poetycznego, wąchania czasu i miejsca. Tych w których jestem dziś, byłem wczoraj i będę jutro.
E.K.:
A słowo, a muzyka?
A.M.:
To spełnienia i dopełnienia. To logiczne skutki owego wąchania.
E.K.:
I tylko tyle?
A.M.:
To nie jest „tylko”. Ale skoro chcesz więcej... Może być o potyczkach z – własną i cudzą – wrażliwością, albo, co niestety nierzadkie, jej brakiem.
E.K.:
Więcej w tym stwierdzeniu poety i muzyka, czy doświadczonego obojętnością odnośnych decydentów, animatora kultury, pomysłodawcy i realizatora SALONIKÓW Z KULTURĄ, PEJZAŻY Z PIOSENKĘ, i cyklów koncertów KULTURA BEZ BARIER?
A.M.:
Wszystkiego po trochu. Jestem wręcz obrzydliwie zintegrowaną całością.
E.K.:
Całością na pewno. Jednak w temacie obrzydliwości zdecydowane veto. Kręcisz się w tym wszystkim, ale niezwykle urokliwie. Z finezją Twoich trzech autorskich płyt, którymi (w cyklu powtarzalnym co trzy dni) rozpoczynam niemal każdy, ale szczególnie ten gorszy, poranek.
A.M.:
Naprawdę? Nigdy o tym nie mówiłaś.
E.K.:
Bo myślałam, że wiesz, iż lubię się przekonać co jest „PO DRUGIEJ STRONIE”. Nie pogardzę też dopasowywaniem elementów ze „ŚWIATA DO SKŁADANIA” i nie przestraszę się, gdy zauważasz, chyba nie tylko pod moim adresem, „ZA BLISKO STOISZ”.
A.M.:
W przypływie skromności milknę.
E.K.:
Przyrzeknij, że nie na zbyt długo i że ten stan nie przeniesie się na scenę?
A.M.:
Tyle mogę obiecać.
Najnowsze komentarze